Już wróciłam! Pomyślałam sobie, że przydałaby się odświeżona lista ulubieńców, w końcu ostatni raz przedstawiałam ich rok temu :) Produkty sprzed roku dalej są aktualne, jak najbardziej! Jeżeli jesteście ciekawi moich starych ulubieńców to zapraszam do POSTU :)
Przejdźmy zatem do tegorocznych ulubieńców. Tak jak ostatnio są tu rzeczy, które mam od lat, a niektóre kilka miesięcy.
Zacznę może od kosmetyków kolorowych, bo tym razem jest ich trochę mniej.
Pierwsze oczywiście muszę wspomnieć o pigmentach z Inglota. Moja kolekcja stale rośnie i są to takie cudeńka, których nigdy za wiele. Z całego mojego zbioru, używam chyba najczęściej numeru 85. Jest to duochrome, bazę ma purpurową, fioletową, mieni się natomiast na zieleń, turkus. Zależy w jakim świetle się jest, tak makijaż zmienia barwy. Coś bajecznego. Serdecznie polecam je każdej sroczce, każdej osobie, która szuka tej kropki nad "i" w makijażu, czegoś co doda nudnemu smoky nowego wymiaru. Myślę, że niedługo zrobię uaktualnioną listę moich pigmentów, natomiast zapraszam do obejrzenia i przeczytania recenzji moich starszych błyskotek ;) KLIK
Drugim ulubieńcem jest zeszłoroczne odkrycie, od którego rozpoczęła się moja przygoda z matowymi, ale też z kolorowymi ustami.
Zawsze stroniłam od mocnych kolorów ust, krok malowania ich wręcz pomijałam w makijażu. Nie lubiłam faktu, że po pomalowaniu ust na róż, czerwień, czy inny intensywny kolor, odbije się wszędzie, zje bardzo szybko, nie mogłam dać buzi facetowi bez umorusania go.. No strasznie mnie to denerwowało. Usłyszałam o matowych pomadkach, które są trwalsze niż kremowe, ale za to wysuszają, przez co byłam sceptycznie nastawiona, bo moje usta są bardzo delikatne, z dużą ilością skórek. Po recenzji, którą zobaczyłam na youtube, mówiącej o matowych, ale nie wysuszających pomadkach w płynie, postanowiłam zaryzykować. Akurat była promocja w Rossmannie, kupiłam jeden kolor z Lovely K Lips odcień Neutral Beauty. Użyłam raz i od razu wiedziałam, że to jest to czego szukałam i na co czekałam. Szybko poleciałam po jeszcze jeden odcień Lovely Lips, ale to i tak Neutral Beauty skradła moje serce. Od tamtej pory namiętnie maluję usta, na nudziaki, róże, chłodne róże, czerwienie, brązy czy ostatnio nawet na kolor jagodowy. Wypadałoby opowiedzieć też o samej pomadce. Na moich ustach jest komfortowa i długotrwała. Świetnie też się zjada. Z konturówką tworzą duet, który kryje w 100%. Uwielbiam i nie mogę się doczekać kolejnych kolorów :)
Na pograniczu kolorówki i pielęgnacji, wcisnę wzmiankę o najlepszych pędzlach EVER.
Ci co są z Youtubem za pan brat, wiedzą, że pędzle Maxineczki to arcydzieła. A ci co nie są w temacie, to wiedzcie, że pędzle M Brush by Maxineczka są warte każdej złotówki. Pędzle są wykonywane ręcznie w Japonii. Posiadają naturalne włosie najwyższej klasy oraz złoconą skuwkę. To najmilsze pędzle jakie dotykałam, a praca z nimi to marzenie. Chyba nikogo nie zaskoczę faktem, że odkąd je mam, rzadko i niechętnie sięgam po pędzle innych marek. Aktualnie posiadam numer 06 oraz 07. Jak będzie mi to dane, mam nadzieje uzbierać cały zestaw <3 Do kupienia tylko i wyłącznie na MINTISHOP
Jeszcze jedna rzecz, która tym razem jest już bardziej po stronie pielęgnacji, to perfum.
Jestem osobą bardzo wybredną co do zapachów. Praktycznie żaden z sekcji damskich mi się nie podoba, inaczej się to ma do męskich heh. Przez wiele lat szukałam, czegoś co mnie zainteresuje, w końcu prawie że przypadkiem, trafiłam właśnie na Pret a Porter Coty. Używam go od prawie początku studiów, czyli już minęło z 6 lat. W międzyczasie miałam też inne zapachy, ale zawsze wracam do tego.
Płyn micelarny z Biedronki chyba już nikomu nie muszę przedstawiać. Używam wersji niebieskiej, czyli nawilżającej, różowa niestety nie należy do najprzyjemniejszej, mnie mocno szczypie w oczy. BeBauty Hydrate nawilżający płyn micelarny jest dostępny w każdej Biedronce za kilka złotych. Fajnie oczyszcza, jest tani, łatwo dostępny, nie podrażnia mocno oczu, dla mnie debeściak ;D
Przedostatni ulubieniec zamknięty jest w malutkiej tubce. Mój wybawiciel, gdy rok temu miałam mocną alergię na ustach. Nigdzie nie ruszam się bez niego. Mowa tu o maści z Ziaji. Lano-maść przeznaczona jest dla matek karmiących, by łagodzić podrażnione sutki. Jeżeli jest Wam znany Dr. Lipp, który zawiera lanolinę, to ta maść jest jego odpowiednikiem. Nie wyobrażam sobie bez niej życia. W konsystencji jest jak gęsta maść o żółtym zabarwieniu. Potrzeba jej naprawdę malutko, by pokryć całe usta świetnym nawilżeniem. Kto nie próbował, a ma problem z szybko przesuszającymi się ustami, idźcie do apteki, kupcie, nie pożałujecie :)
Ostatni ulubieniec to w zasadzie świeżynka, która skradła moje serce od pierwszego użycia. Chodzi mi o koreański olejek do demakijażu z firmy Derma House, Perfect Deep Cleansing Oil. Kupiłam go jako taką ciekawostkę z jednej stronki z koreańskimi rzeczami. Skład ma przyzwoity, aż żałuję, że wyrzuciłam opakowanie. Świetnie usuwa makijaż, praktycznie za pierwszym razem. Oczywiście to zależy od tego jak ciężki mamy makijaż na sobie, ale z moim radzi sobie świetnie. Wystarczy wycisnąć jedną pompkę olejku na rękę i wmasować go na suchą twarz, pokrytą make upem. Po tym - zwilżamy ręce wodą i ponownie masujemy twarz. Po chwili z olejku tworzy się emulsja. Do demakijażu oczu nie polecałabym go używać, bo może je podrażniać, chyba, że zrobimy to bardzo ostrożnie, z maskarą rozprawi się równie łatwo. Po masowaniu wystarczy tylko umyć twarz wodą. Skóra powinna być dobrze oczyszczona, tylko z delikatnym tłustawym filmem. Ja zawsze przecieram jeszcze oczy micelem, bo wiadomo, że spomiędzy rzęs ciężko wyciągnąć brudy. Twarz przecieram też płatkiem z micelem, zazwyczaj koło włosów mam pozostałości po podkładzie, bo nie chcę by na nich był olejek. Tak poza tym, płatek jest czysty. Dla mnie rewelacja, choć widzę, że nie jest to super wydajny produkt. Niemniej polecam spróbować :) Kupiłam go TUTAJ ale warto poszukać innych sklepów, gdzie jest taniej.
Znaliście któregoś z moich ulubieńców? :) Koniecznie dajcie znać, co Wam w ostatnim czasie skradło serce?
Do kolejnego, M.